Witajcie!
Przychodzę do
Was z długo planowanym postem, a mianowicie recenzją głośnego w Internecie
produktu – maskarą Wibo Growing Lashes.
Zacznijmy od początku. Do zakupu
podeszłam dość sceptycznie, mam chyba najbardziej wrażliwą i alergiczną skórę
na świecie, dlatego też ogromnie uważam na to, co kupuję. Kosmetyki muszą być
albo antyalergiczne albo z wyższej półki cenowej, ażebym miała pewność, że to,
co faktycznie producent napisał w składzie, „znajduje się” w środku. Może to
idiotyczne, jednak wolę droższe, sprawdzone produkty. Ostatnio definitywnie
zakończyłam swój długoletni związek z maskarą Max Factor Masterpiece Max, gdyż
po raz drugi kupując świeży tusz, trafiłam na obsypujące się g… Ale o tym
napiszę jeszcze w innym poście.
Producent zapewnia,
że jest to masakra pogrubiająca stymulująca wzrost rzęs.
Zgodzę się z tym, że pogrubia. Tusz jest
świeży, dlatego też powiedziałabym, że nabiera zbyt dużo na szczoteczkę i
skleja rzęsy u nasady. Nie przeszkadza mi to, bo mam zawsze pod ręką grzebyk z
Inglota, ale – szczerze powiedziawszy – bez niego ani rusz! Może później będzie
lepiej.
Wzrost rzęs? Ciężko
stwierdzić. Używam odżywki, dlatego też u mnie może być w ogóle niezauważalny. Ale
jeżeli ktoś z Was używał i ma większe doświadczenie, napiszcie na dole.
Szczoteczka.
Silikonowa, malutka, o
krótkich włoskach. Właśnie te słowa najtrafniej ją opisują. Powiem szczerze –
nigdy z takiej wcześniej nie korzystałam (albo kiedyś raz, kiedy się do niej
zraziłam), dlatego po otwarciu tuszu byłam lekko przerażona. Cóż, postanowiłam
się przyzwyczaić. Obecnie jest nieco lepiej, jednakże lubię, kiedy rzęsy na
szczoteczce zatrzymują się nieco dłużej a nie zaraz uciekają. Wtedy można je
bardziej „wyciągnąć” i podkręcić. Przy tej maskarze nie ma tragedii, ale dla
właścicielek prostych rzęs, może być problem (moje są lekko podkręcone).
Trwałość i demakijaż.
Tutaj pozytywne
zaskoczenie. Po pierwsze – przez wiele godzin się nie obsypuje! U mnie
wytrzymuje nawet do 10h bez poprawek, czyli pełen sukces. Nie jest wodoodporna,
nie rozmazuje się nawet przy wysokich temperaturach na zewnątrz. I teraz
demakijaż. Tutaj jest masakra! Nie udało mi się jeszcze zmyć tego tuszu za pierwszym
razem, zawsze domywam oczy rano, zanim nałożę nowy makijaż. Obecnie używam
mleczka z AA, ale nawet micelarny Garnier nie daje rady. Jedyna korzyść – trwałość.
Efekt na moich rzęsach.
Wybaczcie, ale tego
dnia nie wykonywałam makijażu i dlatego włoski z brwi sterczą mi we wszystkie strony.
Jak widzicie, część rzęs mimo wszystko się złączyła (dobrze widoczne po drugim
pomalowaniu u góry). Może trzeba by je dłużej szczotkować aż tusz wyschnie lub
też tym grzebyczkiem minutkę przytrzymać. Zdjęcie na dole czarno-białe, gdyż po
zobaczeniu na monitorze nie miało ostrości, to chociaż czarne rzęsy dobrze
kontrastują z moją skórą i lepiej wszystko widać.
Podsumowanie i ocena.
Polecam tę maskarę.
Uważam, że jest warta swojej ceny, spełnia swoje zadanie i – mam nadzieję – nie
będę musiała jej szybko wymieniać na nowe opakowanie, bo zaschnie czy zacznie
się kruszyć. Jedyne dwa małe minusy to za sklejanie rzęs u nasady (ale jednak
nie zawsze!) oraz ciężkie domycie oka podczas demakijażu. Poza tym, jak najbardziej
polecam, nawet osobom ze skłonnościami alergicznymi – jeżeli mi odpowiada i nie
zrobiła krzywdy, u Was nie powinno być inaczej.
Punktacja: 5/6
jeszcze jej nie miałam, ale to tylko kwestia czasu ;-)
OdpowiedzUsuń